niedziela, 9 sierpnia 2015

Jestem w Szkocji to opowiem o języku


***

Jestem w Szkocji od ponad miesiąca, więc ciężko byłoby mi opowiedzieć o każdym dniu z kolei. Postaram się w prosty sposób przedstawić główne aspekty życia tutaj oraz to czego spodziewać się wyjeżdżając.
Otóż pierwszą rzeczą na którą człowiek zwraca uwagę jest język.
Książkowy język angielski nie ma nic wspólnego z tym jak mówi się w tym rejonie.
Słowa brzmią inaczej, większość osób nie wymawia końcówek wyrazów oraz znaczenie co poniektórych słów jest zupełnie inne. Porównać można tą sytuacje do niezrozumienia co poniektórych słów w rozmowie ze Ślązakiem bądź Kaszubem ( osobiście nie rozumiem ani jednego słowa z języka kaszubskiego ). Można natomiast zobaczyć zależność polegającą na tym, że im człowiek bardziej wykształcony tym łatwiej go zrozumieć. Wynika to z tego, że ludzie tacy mówią w większym stopniu poprawną angielszczyzną. Osoby kończące edukacje oraz rozpoczynające prace w wieku szesnastu lat mówią w sposób niedbały oraz posługują się slangiem. O dziwo osób takich jest tutaj bardzo wiele, dobra komunikatywność to podstawa, pora zapomnieć o czasach ( po pewnym czasie same wejdą nam w krew ) i skupić się podczas rozmowy aby osłuchać się z wymową i akcentem. Najlepszym sposobem na to jest rzucenie słuchawek od naszego cool iPoda w kąt i wsłuchiwanie się w rozmowy innych ludzi, na ulicy, w autobusie czy w pracy. Każdy mówi inaczej, ludzie pochodzą z różnych części Wielkiej Brytanii czy świata. Na co dzień możesz usłyszeć wiele odmian języka angielskiego bądź innych języków takich jak niemiecki, francuski czy włoski. Najgorszą zgrozą jest 5 mln polaków na wyspach Brytyjskich, zapomnij o języku polskim bynajmniej na czas pobytu tutaj. Jeżeli wyjeżdżasz na stałe bądź planujesz dłuższy pobyt, a Twój język nie jest perfekcyjny, staraj się na każdy możliwy sposób go " trenować " np oglądaj filmy w wersji oryginalnej z napisami angielskim.

Alicja

niedziela, 2 sierpnia 2015

Inny świat, inni ludzie, inne wrażenia





W dniu wylotu wstałam o czwartej rano, jak już wcześniej wspominałam. Na lotnisko odwiózł mnie tato, przed odprawą poszłam zważyć bagaż podręczny, który maksymalnie może ważyć 10 kg. Jak poźniej okazało się, nikt nigdzie go nie waży. Inaczej sprawa wygląda w przypadku zwykłego bagażu. Ja jednak wyjęłam rzeczy i oddałam w ręce taty, które według mnie były zbyt ciężkie. W efekcie z bagażu 14,5 kg wzięłam prawie o 5kg mniej.

Nie denerwowałam się dopóki nie przeszłam przez bramki i nie zostałam całkowicie sama. Tak na prawdę procedura na lotnisku, zwłaszcza w Polsce nie polega na niczym skomplikowanym. Zwłaszcza jeżeli lecimy w granicach Uni Europejskiej, ale jednak sam fakt, że jest się zdamy tylko i wyłącznie na siebie jest w pewien sposób stresujący. 

Kiedy przeszłam przez cały proces odprawy, zasiadłam wygodnie w fotelu samolotu i rozkoszowałam się chwilą, pięknymi widokami oraz sympatycznym towarzystwem Szkota siedzącego tóż koło mnie.
Lot trwał około dwóch godzin, wydaje się, że to niewiele, ale wystarczająco aby wyżej wspomniany Szkot podzielił się swoją wizytówką i na wyjściu z lotniska w Glasgow wyznał, że ma żonę...

Z lotniska odebrał mnie wujek, ruszyliśmy trzy pasmową, nie dziurawą, gładką autostradą w kierunku stolicy. 
I w taki o to sposób rozpoczęłam moją prawdziwą szkocką przygodę!


Alicja